- W naszym „Top 10” znajdziecie silniki doładowane, wolnossące, zarówno cztero-, jak i sześciocylindrowe
- Auta o mocy 200 KM częściej ulegają wypadkom? Niekoniecznie, ale czujność podczas oględzin jest wskazana
- W naszym zestawieniu prezentujemy samochody, które mają około 10 lat i w większości przypadków spory przebieg
Często wyglądają jak zwykłe limuzyny klasy średniej, a tymczasem pod ich maskami drzemią mocne, 200-konne benzyniaki! To one pozwalają przyspieszyć do „setki” nawet w 7 s. Dodamy, że to bardzo dobry wynik, zważywszy na to, że jeszcze niedawno takie osiągi były zarezerwowane raczej dla hot hatchy – np. 200-konny Volkswagen Golf GTI piątej generacji według danych producenta osiąga „setkę” po 7,2 s.
A to oznacza, że dwa modele z naszego „Top 10” w sprincie do 100 km/h są od niego lepsze! Oczywiście, w samochodach używanych moc może już nieco odbiegać, ale umówmy się – w przypadku opisanych tu wersji silnikowych jest od czego odejmować! Najsłabsze auto – Honda Accord z wolnossącym silnikiem R4 2.4 – ma 190 KM, zaś najmocniejsze doładowane modele w naszym zestawieniu rozwijają nawet 220 KM. Mowa tu o Fordzie Mondeo z motorem R5 oraz o Oplu Insignii z silnikiem R4. Zaś dla miłośników większej liczby cylindrów są motory V6 i R6.
Wśród prezentowanych modeli możecie też wybierać, jak ma być przenoszona moc na asfalt. Oprócz popularnych aut przednionapędowych kupicie także modele z napędzaną tylną osią. Niemal wszystkie prezentowane pojazdy są także dostępne z napędem na obie osie, co ciekawe jednak, na suchym asfalcie nie poprawia to ich osiągów (poza Audi), a wręcz przeciwnie, ale różnice są minimalne. Jeśli więc auto ma być uniwersalne, nie jest to zła opcja.
Naszym zdaniem
Naszym punktem wyjścia było przyspieszenie, które podaje producent. W przypadku gdy w dwóch modelach było ono takie samo, braliśmy pod uwagę średnie spalanie. To, jak auto „zbiera się” do 100 km/h ma oczywiście znaczenie, ale różnice nie są kolosalnie duże. Z całą pewnością prezentowane modele różnią się nieco charakterem, i to też warto wziąć pod uwagę. Inna kwestia to oczywiście stan konkretnego egzemplarza, bo od tego też bardzo dużo zależy!
BMW E90 z nadwoziem sedan, manualną przekładnią i motorem R6 2.5/218 KM (N52) potrzebuje tylko 7 sekund na rozpędzenie się do „setki”. Pali przy tym według danych producenta jedynie 8,4 l/100 km. BMW potrafi rozpędzić się aż do 241 km/h! Wersja ze skrzynią automatyczną osiąga „setkę” w 7,7 s. E90 kupicie także w wersji „ix” (4x4). W tym wypadku sedan z takim samym silnikiem i manualną skrzynią biegów potrafi rozpędzić się do 100 km/h w 7,5 s. Opisywany motor N52 to dość udana jednostka bez wtrysku bezpośredniego. Zaniedbania serwisowe mogą się jednak drogo zemścić, do tego zdarzają się przypadki rozciągniętego łańcucha rozrządu, ale to i tak jeden z lepszych silników w tym modelu. Wśród innych awarii wymienia się też problemy z elektryczną pompą cieczy chłodzącej, co może być zgubne w skutkach. E90 z motorem N52B25 kupicie za nieco ponad 20 tys. zł, ale zadbane egzemplarze kosztują bliżej naszej maksymalnej kwoty – 30 tys. zł. Trwalsze od automatycznych przekładni są „manuale”.
Volvo S60 I z 210-konnym motorem R5 turbo to typowy wilk w owczej skórze. Do „setki” przyspiesza tak samo szybko, jak BMW, czyli w 7 sekund! Jego prędkość maksymalna to 235 km/h – minimalnie mniej niż w E90. Wersja z „automatem” jest trochę gorsza: może rozpędzić się maksymalnie do 230 km/h, a od 0 do 100 km/h przyspiesza w 7,4 s. Do tego skrzynia automatyczna nie ma najlepszej opinii. Jest jeszcze odmiana AWD (z niezłym i trwałym Haldexem): 7,3 s i 225 km/h („manual”). S60 2.5T kupicie za ok. 25 tys. zł i raczej nie warto interesować się tańszymi samochodami. Pomimo rozsądnych cen zamienników do Volvo S60, jednorazowy remont kilku elementów tego modelu może się, niestety, skończyć finansową wtopą! Najgorzej oceniamy automatyczne przekładnie, które z tym silnikiem występują dość często, ale i remont zawieszenia potrafi trochę kosztować. S60 może mieć także drobne problemy z instalacją elektryczną, ale ogólna trwałość modelu jest niezła. Do tego motor 2.5T występuje tu często.
Audi A4 (B7) to jeden z najpopularniejszych modeli na naszym rynku wtórnym. Co ciekawe, żeby poczuć możliwości auta, wcale nie trzeba porywać się na wersje sześcio- czy też ośmiocylindrowe – motor R4 2.0 TFSI o mocy 200 KM też ma niezłego kopa! Do tego w B7 pracuje relatywnie udana jednostka EA113, a nie kłopotliwy silnik EA888. Przyspieszenie do 100 km/h to niezłe 7,3 s, a prędkość maksymalna sedana z przednim napędem i manualną skrzynią wynosi 241 km/h. Ale A4 B7 może jeszcze lepiej się zbierać, i to niemal niezależnie od nawierzchni, po której jedzie – mamy na myśli wersję quattro, która osiąga „setkę” o 0,1 s szybciej niż „ośka”! Dodamy, że jest jeszcze wersja 220-konna (7,1 s od 0 do 100 km/h), którą produkowano od 2005 do 2008 r. Ceny B7 startują od 20 tys. zł, ale mowa tutaj o importowanych egzemplarzach, które wymagają zarejestrowania, a ich historie serwisowa oraz ubezpieczeniowa mogą być trudne do zweryfikowania. Auta, które zarejestrowano w Polsce, wymagają zwykle nieco większej sumy pieniędzy.
Ford współpracował kiedyś z Volvo i szwedzkie silniki trafiały pod maski aut tej marki. Przykład: Mondeo z lat 2007-14. Motor R5 2.5 turbo o mocy 220 KM to jedna z najmocniejszych jednostek w tej generacji modelu. Więcej koni ma tylko 2.0 EcoBoost, ale spotkacie go w nowszych egzemplarzach, ponadto ma on problemy z trwałością. 240-konny EcoBoost zapewnia taki sam czas sprintu do „setki”, jak silnik R5. Oczywiście, dobre osiągi są tutaj okupione wysokim spalaniem, ale za to trwałość jest zadowalająca. Do tego ceny nie są wygórowane – niezłe egzemplarze z początku produkcji kosztują ponad 20 tys. zł, młodsze rzadko przekraczają 26 tys.! Na tle rywali to spora okazja, ale zanim pobiegniecie do komisu, musimy was przestrzec przed korozją. Jeśli doliczyć do tego potencjalne problemy z przekładnią kierowniczą i elektryką, to jest co sprawdzać przed zakupem. Na szczęście koszty części zamiennych i serwisu są niskie. Musicie się jednak liczyć ze sporą paliwożernością doładowanego silnika R5.
Ogromną zaletą Saaba jest jego oryginalność, która zjednała mu zagorzałe grono zwolenników. To oni wystawiają często na sprzedaż samochody godne polecenia. Za 25-30 tys. zł da się kupić nawet auta po liftingu z 2007 r., które są nieco lepszym pomysłem niż starsze pojazdy. Saab 9-3 II z turbodoładowanym motorem o mocy 210 KM ma dobre osiągi – w zależności od roku produkcji przyspieszenie do 100 km/h zajmuje mu 7,5-7,7 s, a prędkość maksymalna to 235 km/h. Znacznie wolniejsze są wersje z „automatem” (raczej ich nie polecamy) i te z napędem na obie osie (udany Haldex). Mimo że Saaby dość długo nie są już produkowane, z częściami do nich nie ma dużych problemów: zamienniki są dostępne (pewna współzamienność z tanimi podzespołami do Opla), a liczba używanych elementów karoseryjnych jest spora. Oczywiście, dopasowanie nietypowego elementu wnętrza może być problematyczne, ale też nie zawsze. Awarie? Wynikają głównie z zaniedbań serwisowych, jednak nie jest ich przesadnie dużo.
Volkswagen Passat to jedno z tańszych aut w naszym „Top 10”. Wynika to głównie z tego, że polecany przez nas silnik 2.0/200 KM (EA113) oferowano w B6 do 2007 r. Później Volkswagen zastosował tu również 200-konną dwulitrówkę, tyle że nowszej generacji (EA888), której trwałość pozostawia sporo do życzenia! Starszy motor pozwala na osiągnięcie „setki” po 7,6 s, a Passat z nim pod maską może rozpędzić się do 235 km/h (sedan z manualną przekładnią). Wersja z DSG przyspiesza od 0 do 100 km/h w 7,8 s i osiąga maksymalną prędkość 230 km/h. Prawda jest jednak taka, że w ponad 10-letnim aucie klasy średniej dwusprzęgłówkę trudno polecić, bo może wymagać już sporego doinwestowania. Passat to także drobne problemy z korozją, układem elektrycznym (np. z elektrycznym hamulcem ręcznym czy też elektroniczną blokadą kierownicy) oraz zawieszeniem (na szczęście nie jest ono przesadnie skomplikowane). Wybór na rynku jest ogromny, co dotyczy też opisywanego benzyniaka, ale ostrożność – wskazana!
Przyspieszenie do „setki” 220-konnej Insignii jest takie samo, jak 200-konnego Passata, ale model ten więcej pali – dlatego ląduje na 7. pozycji. Według producenta średnio 8,9 l/100 km; w mieście zaś aż 12,7! W realnych warunkach jest jednak zdecydowanie gorzej pod tym względem. Wynika to w sporej mierze z tego, że Opel jest cięższy. Insignia potrafi jednak jechać szybciej niż Passat, i to o 7 km/h (prędkość maks. Opla to 242 km/h). Dwulitrowy silnik nie ma za to dużych problemów, warto jedynie pamiętać o kontroli łańcucha rozrządu, bo zdarzają się przypadki jego rozciągnięcia. Benzynowa Insignia pojawia się na rynku wtórnym rzadziej niż jej wysokoprężna siostra, ale mniejsza jest w tym wypadku podaż samochodów po firmach. Za kwotę do 30 tys. zł możecie kupić Insignię A z pierwszych trzech lat produkcji. Nie występują tu problemy z korozją, zaś podstawowe podzespoły mają niezłą trwałość, z jednym wyjątkiem – elektroniki. Może ona płatać spore figle, które często kończą się drogą naprawą (np. deski rozdzielczej).
Laguna jako jedyna w naszym „Top 10” nie ma nadwozia sedan. W jej wypadku mocną limuzynę reprezentuje więc liftback. Znalazła się jednak w zestawieniu, bo to udany model z niewielką liczbą awarii, który – jak na to co oferuje (topowa wersja GT) – ma atrakcyjną cenę. Dobre opinie zbiera też francuski turbodoładowany czterocylindrowy silnik F4R, który w 204-konnej wersji zapewnia dobre osiągi. Przyspieszenie Laguny z tym motorem to 7,8 s, a wskazówka jej prędkościomierza według producenta zatrzymuje się dopiero przy prędkości 236 km/h. Największy problem w przypadku tego modelu to znalezienie auta, bo podaż liftbacków jest niewielka. Znacznie łatwiej o odmiany coupé i kombi. Na pocieszenie napiszemy, że dwulitrówka o mocy 204 KM występuje w specyfikacji GT, w której znajdziecie system czterech kół skrętnych (4WS), wyraźnie poprawiający właściwości jezdne na zakręcie. To dobrze, bo miękkie zawieszenie Laguny średnio się sprawdza w połączeniu z mocnym doładowanym motorem.
Honda Accord 7. generacji miała tylko dwa benzyniaki, oba czterocylindrowe i wolnossące. Jeśli lubicie wysokie obroty, to mocniejszy z nich, 190-konny motor 2.4 może być dobrym wyborem. Pierwsza „setka” w mniej niż 8 sekund (dokładnie po 7,9 s) i możliwość rozpędzenia się do 227 km/h sprawiają, że fani Hondy nie mogą spokojnie spać. Niestety, ich zapał studzi to, że Accord coraz częściej ma problemy z korozją w podwoziu, do tego egzemplarze z silnikiem 2.4 z reguły pochodzą z importu. A to oznacza, że mimo atrakcyjnego pakietu stylistycznego Mugena i dopisku w ogłoszeniu: „szwajcar”, często mogą mieć chińskie opony i na prędko naprawione blacharsko nadwozie. W przypadku takich aut trudno też zweryfikować przebieg. A to jest jednak dla Accorda kluczowe, bo ten bardzo trwały model cierpi głównie na problemy wynikające ze zmęczenia i wyeksploatowania – te ostatnie są powodowane głównie przez duże przebiegi oraz zaniedbania serwisowe. Dodamy, że motor 2.4 zużywa sporo oleju!
Za każdym razem, gdy Mercedes prezentuje klasę C, słyszymy, że to rękawica rzucona BMW. Tak było i w 2007 r., kiedy pojawiło się W204. Miało być młodzieżowe i dawać przyjemność z jazdy. W przypadku około 200-konnej wersji 230 z motorem V6 2.5 przyspieszenie w 8,4 s od 0 do 100 km/h może nie powala, ale wciąż pozwala na to, żeby Mercedes znalazł się w naszym „Top 10”. Prędkość maksymalna, wynosząca w wersji z manualną przekładnią 240 km/h, też nie jest zła, jest jednak „ale”. Mercedesa nie prowadzi się tak dobrze, jak np. wspomniane BMW czy też o pół sekundy szybszą od niego Hondę. Do tego to wciąż relatywnie drogie auto – najtańsze „230-ki” (takie oznaczenie ma odmiana z opisywanym silnikiem) kosztują ok. 30 tys. zł, a to nasza górna granica! Do tego nie są szczególnie często oferowane. Na szczęście W204 jest trwałym autem i warto wydać na nie więcej, oczywiście, pod warunkiem że lubi się nieco spokojniejszy styl prowadzenia. Przed zakupem sprawdźcie zawieszenie i elektrykę!