- Trzy najchętniej importowane modele według danych z IBRM Samar to: Audi A4, Opel Astra i VW Golf
- Tuż za podium znalazło się BMW serii 3
- W komisach aż roi się od egzemplarzy z importu, ale tylko część jest warta uwagi
- Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Zanim się oburzycie, że tym razem zrobiło się zbyt niemiecko, rzućcie wpierw okiem na statystyki. Jeśli bowiem chodzi o import, to niemieckie marki od lat są na absolutnym topie. Według danych za zeszły rok w czołowej dwudziestce znalazło się osiem modeli z innych krajów, a jeśli przyjmiemy, że mający silne związki z naszymi zachodnimi sąsiadami Ford również jest – przynajmniej częściowo – niemiecki, to w czołowej dwudziestce będziemy mieli jedynie cztery auta bez większych konotacji z tym krajem. Najwyżej notowany pojazd spoza Niemiec (i z pominięciem Forda!) to sklasyfikowany dopiero na dość odległej, 14. pozycji Nissan Qashqai.
No dobrze, ale czemu nadal tak kochamy wszystko to, co niemieckie? Mit o bezawaryjnych autach rodem z Niemiec chyba zdążył już przecież jakiś czas temu upaść... Obiegowe oponie mówią jednak na przykład, że koszty obsługi wielu modeli są atrakcyjnie niskie (mechanicy znają je jak własną kieszeń!), natomiast wybór tanich zamienników często jest na tyle szeroki, że auto niemieckiej marki to jedyny słuszny wybór. I z tymi kosztami to często nawet prawda, ale z drugiej strony – czy nie dotyczy to też popularnych aut z innych krajów? Właśnie... No i ten prestiż – choć często już nieco wyblakły, to jednak wielu kupujących nadal marzy o niedrogim aucie tzw. segmentu premium. A tych wśród niemieckich modeli mamy pod dostatkiem. Poza tym za Odrę mamy blisko, a to duży rynek motoryzacyjny. No a czym chętnie jeżdżą Niemcy? Często – swoimi samochodami. I tym sposobem koło się zmyka.
Import w 2021 r. – znów prawie milion aut
Część importowanych aut jedzie co prawda dalej na wschód, jednak próba – w 2021 r. sprowadziliśmy do Polski niemal 950 tys. pojazdów! – jest na tyle szeroka, że pozwala z dość dużą dokładnością oszacować preferencje przeciętnego Polaka szukającego samochodu na rynku wtórnym. A zatem który model wygrał? Czołówka za zeszły rok prezentuje się następująco: Audi A4, Opel Astra oraz Volkswagen Golf. Czyli dla każdego coś miłego: od samochodu tzw. segmentu premium po dwa uniwersalne kompakty, doceniane za szeroki wybór wersji nadwoziowych i (zazwyczaj...) niezbyt wysokie koszty utrzymania.
Inny ciekawy wniosek płynący ze statystyk jest taki, że choć na rynku pierwotnym rządzą SUV-y i crossovery, to już w przypadku modeli z drugiej ręki wcale tego nie widać, a kupujący najchętniej sięgają po kombi, hatchbacki i sedany. I zapewne jeszcze tak zostanie.
Do oględzin i weryfikacji wybraliśmy po trzy egzemplarze z czołowej trójki, mamy więc tu w sumie dziewięć samochodów. Warunek: musi chodzić o auto z importu, które albo czeka na pierwszego właściciela w kraju, albo przyjechało z zagranicy już jakiś czas temu i ma polskie tablice. Samochody kupione w polskich salonach odrzuciliśmy.
Obejrzeliśmy w sumie 9 samochodów
Do zestawienia wybraliśmy generacje, które obecnie są względnie blisko średniego wieku aut używanych importowanych do Polski – w przypadku Audi A4 będzie to typ B8 (2007-15), oglądając Astry, skupiliśmy się na generacji oznaczonej literą "J" (IV; hatchback 5d i kombi dostępne od 2009/10 do 2015 r.), natomiast Golf pojawił się w swojej szóstej odsłonie (2008-13). W przypadku każdego z modeli omawiamy też (patrz niżej) słabe punkty innych popularnych generacji.
Wnioski? Jak wiadomo nie od dziś, do Polski przyjeżdżają głównie samochody po jakichś szkodach albo takie, które dla przeciętnego Niemca czy Belga mają już za duży przebieg i uchodzą za zużyte. I faktycznie czasem tak jest, ale można też trafić na samochód z importu z dużym przebiegiem, lecz dość sumiennie serwisowany. Spośród aut, które obejrzeliśmy, kilka prezentowało się bardzo korzystnie – wiele nie można było zarzucić np. "A4-ce" z USA czy też tej w wersji 2.0 TDI S-Line, bardzo dobrze prezentował się również oferowany w Białymstoku Golf VI 1.2 TSI. Po naszych oględzinach samochód zdążył zniknąć z portalu ogłoszeniowego, gdyż sprzedający postanowił na spokojnie usunąć rysę widoczną na masce. O jej istnieniu wcześniej chyba faktycznie nie miał pojęcia.
Pierwsze miejsce wśród najchętniej importowanych: Audi A4
Polacy kochają "A4-ki", więc najchętniej je importują. Tak było, jest i pewnie jeszcze długo będzie. Pod lupę wzięliśmy generację B8 (2007-15), choć na rynku wtórnym nadal mocno trzymają się obie poprzednie. Czego się spodziewać, na co zwrócić uwagę podczas oględzin? Z pewnością – spore przebiegi. Zazwyczaj te auta za granicą naprawdę dużo jeżdżą.
- Audi A4 B6 (2000-04, Cabrio: 2002-06). Uwaga na diesle 2.5 V6 i skrzynie Multitronic. Także udany silnik 1.8T 20V ma swoje bolączki (np. pobór oleju, rozciąga się łańcuch spinający wałki). Coraz częstszym problemem staje się korozja (np. przednie błotniki). Nagminnie występują luzy w przedniej osi.
- Audi A4 B7 (2004-07; Cabrio: 2006-09). Zmodernizowana odmiana poprzednika. Korzysta m.in. z owianych złą sławą silników 2.0 TDI PD. Kosztów należy się spodziewać też w przypadku wersji 2.7 i 3.0 TDI (rozrząd!).
- Audi A4 B8 (2007-15). Główny problem to pobór oleju w wybranych odmianach 1.8 oraz 2.0 TFSI. Wersje TDI – zamieszane w Dieselgate.
Audi A4 2.0 TDI z 2010 r. za 38 700 zł
Dostałam auto służbowe – wyjaśnia właścicielka – więc Audi muszę sprzedać. Auto przyjechało do Polski jakiś czas temu z Berlina i choć sympatyczna pani zarzeka się, że kupiła je od osoby prywatnej, to mamy wrażenie, że mógł to być handlarz, który do stolicy Niemiec ściągnął ten samochód z Belgii. Dowód – dokumenty z przeglądu technicznego z tego kraju oraz wydruk CarPass z 2017 r. Jeśli chodzi o stan Audi, to pewnym problemem może być zarysowany prawy bok (naprawę właścicielka zostawia nabywcy), bo już wnętrze i stan techniczny nie budzą na pierwszy rzut oka dużych zastrzeżeń. Auto ma w większości drugi lakier, wymienioną przednią szybę i niebawem powinno trafić do serwisu na wymianę oleju. Pasek rozrządu miał być wymieniony w 2021 r. Deklarowany przebieg: 238 721 km.
Audi A4 2.0 TFSI z 2012 r. za 44 000 zł
Coś dla tych, którzy twierdzą, że auto z USA przeważnie musi być po dużej szkodzie. To Audi miało niezbyt groźną kolizję przodem i sprzedający wcale tego nie ukrywa, a nawet pokazuje zdjęcia. Dobra wiadomość: przynajmniej na zdjęciach z aukcji nie wygląda na to, by odpaliły poduszki powietrzne. Samochód został naprawiony sensownie i nieźle polakierowany. Miernik nawet na nowym błotniku (zamiennik) pokazuje wartości zgodne z normą – laik mógłby się nie połapać. Jedynie punktowo natrafiamy na szpachlę, jednak uwierzcie nam – ten egzemplarz budzi zaufanie. Jest zadbany (po tzw. polerce i ceramice, świeże opony... Dębica) i ma mały, raczej autentyczny przebieg. Silnik, choć w teorii ryzykowny, ponoć nie bierze dużo oleju. Jeśli chodzi o wady, to główną jest brak MMI i systemu Bluetooth. Deklarowany przebieg: 119 200 km.
Audi A4 2.0 TDI z 2014 r. za 52 500 zł
Samochód z 2014 r., oryginalnie z rynku niemieckiego, ale już od jakiegoś czasu w Polsce. Wersja po liftingu, na dodatek S-Line, czyli m.in. z przyjemnymi fotelami z regulacją długości siedziska i "sportowymi" detalami stylistycznymi. Trochę szkoda, że zabrakło ksenonów, do wymiany będą kwalifikowały się opony (prod. w 2013 r.). Auto ma oryginalny lakier, ale nie zaszkodziłaby mu tzw. polerka, na masce wyraźne ślady po obiciu kamykami, zarysowania na tylnym zderzaku. Wnętrze w większości ładne, choć np. na pleckach przednich foteli widać wyraźne zarysowania. Powodów do niepokoju (na razie!) nie daje też skrzynia Multitronic (notabene, w taką wyposażone było A4 opisane na samej górze) – nie szarpie przy przełączaniu trybów, płynnie działa. Jest niemiecka książka serwisowa, prowadzona aż do 2020 r., z której wynika, że po ok. 180 tys. km wymieniony został napęd rozrządu. Deklarowany przebieg: 211 000 km.
Drugie miejsce wśród najchętniej importowanych: Opel Astra
Najchętniej importowanym kompaktem był w 2021 r. nie Volkswagen Golf, lecz Opel Astra. Pod lupę zdecydowaliśmy się wziąć czwartą generację, oznaczoną literą "J", choć wielu klientów nadal szuka Astry H (III), zaś wśród droższych aut coraz mocniejszą pozycję zaczyna mieć Astra K, czyli piąta generacja niemieckiego kompaktu. Poniżej – typowe bolączki każdej z nich.
Opel Astra H (2004-14). Nieco stabilniejsza mogłaby być elektronika, znane są np. przypadki usterek modułu CIM (pod kierownicą). Problemów mogą przysporzyć jednak również alternatory. W silnikach benzynowych problemy z kasetą zapłonową, w 1.2 i 1.4, a także w dieslu 1.3 CDTI – usterki napędu rozrządu. W dieslach – typowe usterki związane z przebiegami (np. wtryski, turbo), w 1.9 16V problemy z kolektorem ssącym (klapy). Usterki łożysk w skrzyniach M20 i M32.
Opel Astra J (2009-18). Tu także należy zwrócić uwagę na elektronikę oraz układ elektryczny – m.in. usterki czujnika położenia sprzęgła i wspomagania układu kierowniczego. W benzynowym 1.6 ubytki płynu chłodzącego (pompa wody, czasem też uszczelka pod głowicą) i usterki koła zmiennych faz. 1.4T: rozszczelnienie zbiorniczków wyrównawczych, uszkodzenie membrany w pokrywie zaworów. Diesle 1.3/1.6 – nietrwały rozrząd. Skrzynie M32 do ok. 2012 r. – nadal awarie.
Opel Astra K (2015-21). Problem dotyczy elektroniki wczesnych aut: kłopoty z multimediami, niedomagania czujników parkowania, szarpanie w silniku 1.4T (potrzebny nowy software). W 1.6 CDTI kosztowny kłopot może stanowić rozciągnięcie łańcucha rozrządu.
Opel Astra 1.4 z 2011 r. za 28 900 zł
Głównymi atutami tego egzemplarza wystawionego w komisie przy jednym z autoryzowanych dilerów Opla są niski przebieg i ogólnie niezły stan wnętrza. Jak twierdzi sprzedawca, 28 900 zł za Astrę kombi z tak niskim przebiegiem to dobra okazja, choć po bliższych oględzinach nie jesteśmy co do tego auta wybitnie przekonani. Może dlatego, że większość elementów została powtórnie polakierowana (komis tego nie ukrywa!), zaś z wyposażenia mamy tu głównie automatyczną klimatyzację. Silnik 1.4 w dość dużej i ciężkiej "budzie" nie zapewnia wyjątkowych osiągów, dodatkowo w aucie są zamontowane niespecjalnie świeże opony zimowe. W zakamarkach nadwozia – ślady pasty polerskiej, antena dachowa nadaje się raczej do wymiany. Deklarowany przebieg: 93 000 km.
Opel Astra GTC 1.6T z 2015 r.
Samochód bardzo atrakcyjny z wyglądu, do tego raczej uczciwy. Niewielki przebieg jest udokumentowany, tak samo jak wszelkie niedomagania i naprawy lakiernicze – pracownicy komisu przy ASO Opla bez wahania udostępniają wszystkie zebrane papiery, w tym te zawierające raport z pomiaru grubości powłoki. Jak się dowiadujemy, auto miało lakierowane dwa elementy, jedna z przednich lamp jest po wymianie. Tylna klapa w okolicy lampy okazuje się uszkodzona, jednak komis zdążył już zamówić element "w kolor". Wnętrze? Niemal jak w nowym aucie, jednak po takim przebiegu nie powinno być inaczej. Dodatkowe atuty – solidne wyposażenie i mocny (200 KM) silnik. W chwili, gdy zamykamy wydanie, ogłoszenie zdążyło już zniknąć. Jeśli chodzi o wady, to są tu zużyte letnie opony (zapewne to pierwszy komplet), ingerencji mogą niebawem wymagać tylne hamulce. Deklarowany przebieg: 98 800 km.
Opel Astra 1.4T z 2011 r. za 24 000 zł
Dość atrakcyjna cena nie wzięła się znikąd – ten egzemplarz ładnie wygląda głównie z daleka. I sporo traci przy bliższym kontakcie, przynajmniej jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny: ślady niefachowego malowania, rysy, miejscowo korozja. Historia tej Astry jest dość typowa: auto przyjechało do Polski z niewielkim przebiegiem kilka lat temu, ale było uszkodzone. Jak opowiada właściciel, Opel miał przerysowany bok. Sęk w tym, że naprawiane miejsca zaczynają korodować, do tego doszło też kilka szkód za kadencji obecnego właściciela. Uszkodzony jest jeden z tylnych błotników, a przedni zderzak malował chyba ktoś, kto dopiero uczył się swojego fachu. Mechanicznie jest lepiej, choć po rozruchu silnik nieprzyjemnie grzechocze. Na plus: nieźle utrzymane wnętrze z wystarczającym wyposażeniem. Właściciel kupił już nowe auto i Astrę chce sprzedać, a nie sprzedawać. W domyśle – da dobry upust. Deklarowany przebieg: 176 500 km.
Trzecie miejsce wśród najchętniej importowanych: VW Golf
Kompakt z Wolfsburga zamyka podium, jeśli chodzi o najchętniej importowane auta w 2021 r. W naszym rajdzie po komisach pod uwagę wzięliśmy szóstą generację – Golf V powoli zaczyna już schodzić ze sceny, zaś "siódemka" przeważnie nadal jest stosunkowo droga. Tak jak w przypadku Audi i Opla, również tu przegląd słabych punktów każdej z trzech wspomnianych wersji.
Volkswagen Golf V (2003-09). Pod uwagę należy z pewnością wziąć korozję blach – pojawia się coraz częściej. Wersje podwyższonego ryzyka to 1.4 TSI, zwłaszcza w odmianie z podwójnym doładowaniem. Dobra wiadomość – część egzemplarzy jest już po naprawach. Ostrożność zalecamy też w przypadku silników 2.0 TDI PD, a także podczas oględzin 1.9 TDI o kodzie "BXE".
Volkswagen Golf VI (2008-13). Problemy z korozją, choć znacznie mniejsze, nie odeszły do lamusa całkowicie. Silniki 1.2 i 1.4 TSI EA111 mają nietrwały rozrząd, zaś 1.4 Twincharger – tak jak w Golfie V – to swoista bomba zegarowa. Jednostki wysokoprężne są zamieszane w aferę z oszukanym oprogramowaniem sterującym – po akcji serwisowej często pojawia się problem z układem recyrkulacji spalin, auto może mieć niższą moc i zużywać więcej paliwa.
Volkswagen Golf VII (2012-20). Silniki 1.2 i 1.4 TSI nowszej generacji (EA211) okazują się o wiele bardziej dopracowane, choć początkowo pojawiały się m.in. problemy z tzw. fazatorem rozrządu. W partii aut wadliwe zwrotnice, w dieslach zdarzają się usterki związane z układem chłodzenia.
VW Golf 1.4 z 2008 r. za 20 999 zł
Deklarowany przebieg: 191 000 km. Choć w internecie sprzedawca figuruje jako tzw. osoba prywatna, to raczej nie jest to prawda – mamy zapewne do czynienia z handlarzem na niepełny etat. Wygląda na to, iż sprzedający normalnie pracuje, a tu sobie dorabia. Na osiedlowej uliczce – poza Golfem – parkuje też co najmniej kilka innych aut tego samego właściciela. Golf VI ma niezłą cenę, choć nie jest to egzemplarz, który kupilibyśmy z miejsca. Na przednich błotnikach widać już zaczątki korozji, to samo dotyczy dolnej krawędzi drzwi kierowcy. Wyposażenie, poza automatyczną klimą, jest dość ubogie, do renowacji niebawem będą nadawały się klosze lamp. Żebyśmy się jednak dobrze zrozumieli – to jest uczciwa oferta, choć przebieg trochę już po aucie widać. Opony (2015 r.) – lekko spękane.
VW Golf 1.4 z 2009 r. za 23 900 zł
Deklarowany przebieg: 224 000 km. Na placu między Białymstokiem a Zambrowem trafiamy na niebrzydki egzemplarz Golfa VI z silnikiem 1.4 MPI – nie jest to może rakieta, ale do jazdy po mieście wystarczy. Auto nie miało na koncie żadnych poważnych przygód blacharskich, natomiast maska jest dość mocno obita od kamyków. Klosze lamp – w lepszym stanie niż w srebrnym egzemplarzu. Na aucie stare (2013 r.) opony zimowe, innych nie ma. Ot, taki komisowy klasyk. Wyposażenie? Poza automatyczną klimą mamy tu też niefabryczne radio z systemem Android. Wnętrze – dość schludne, choć widać, że porządnie wysprzątane do sprzedaży. Pewien problem może stanowić polepiony taśmą klejącą kluczyk/pilot, jednak z jego wymianą nie powinno być większego kłopotu. Silnik odpala jedynie z tzw. boostera, co każe przypuszczać, że konieczna może być wymiana akumulatora. Auto po opłatach, ale do rejestracji.
VW Golf 1.2 TSI z 2010 r. za 29 600 zł
Jedno z najładniejszych aut, które widzieliśmy, choć przy okazji odpowiednio wycenione. Naszym zdaniem warto jednak wyłożyć te niecałe 30 000 zł (ogłoszenie chwilowo wycofano, bo sprzedawca chce usunąć rysy z maski), bo i stan, i przebieg (wygląda na realny) sprawiają, że ten Golf jeszcze długo pojeździ. Choć jest to silnik 1.2 TSI EA111, znany z nietrwałego rozrządu, to podczas oględzin żadnych niepokojących dźwięków nie stwierdziliśmy, a nawet gdyby w przyszłości konieczna była wymiana, to nie jest to droga operacja. Auto ma nowe opony wielosezonowe i świeże hamulce, na tę chwilę nie wymaga więc w zasadzie żadnych większych inwestycji. Jeździła moja żona w oczekiwaniu na inne auto – wyjaśnia handlarz – musiało być na tip-top. A ta rysa na masce? O rety, nie widziałem, nie wiem, kiedy powstała, żona nic mi nie mówiła. Wygląda trochę, jakby ktoś czyścił ptasie odchody.
Używane hity z importu – naszym zdaniem
Samochody z importu często mają gorszą reputację niż te krajowe. Bo na pewno kręcone, bo na pewno składane z trzech i ogólnie do niczego... Tymczasem prawda leży pośrodku – na ładny egzemplarz i na tzw. minę można równie dobrze natknąć się podczas poszukiwań samochodów z polskiego salonu. Akurat te egzemplarze z importu, które obejrzeliśmy, w większości nadawały się jeszcze do dalszej eksploatacji. Nie trafiliśmy też tym razem na żadne mocno skandaliczne przekręty.