• Renata i Paweł Ratajczakowie wybrali się na święta do miejscowości Torrevieja w Hiszpanii. Podróż na prądzie trwała od 23 do 25 grudnia i zakończyła się sukcesem
  • Na pokonanie niemal 3 tys. km potrzebowali 645,25 kWh energii, za którą zapłacili ponad tys. zł. Zanim dotarli do celu, korzystali z ładowarek 14 razy
  • Mimo to twierdzą, że na niepotrzebne ładowanie stracili tylko... pół godziny. Jak to możliwe? Czas przy ładowarkach wykorzystywali na higienę, regenerację albo posiłek
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Skąd w ogóle pomysł na tak daleką podróż samochodem elektrycznym w zimie? Renata i Paweł wylicytowali na aukcji charytatywnej tygodniowy pobyt w apartamencie w Walencji, a od niedawna są właścicielami Tesli Model Y i postanowili to połączyć. — Z samej ciekawości. Chcieliśmy sprawdzić, czy zimowy przejazd Teslą do Hiszpanii jest w ogóle wykonalny. Decyzja była szybka. — Możemy, więc to robimy! — wyjaśniła nam koleżanka.

Teslą z Polski do Hiszpanii, czyli pierwsze koty za płoty

Spontaniczna decyzja w sprawie podjęcia tego wyzwania była o tyle zaskakująca, że Renata i Paweł wcześniej najdalej zapuszczali się samochodem do... Czech. — Dotąd każdy dystans powyżej 600 km pokonywaliśmy wyłącznie samolotem. Nasze doświadczenia z jazdy po Europie ograniczały się do lokalnych przejazdów wypożyczonymi autami już w docelowych lokalizacjach — nie ukrywa koleżanka. Ta podróż miała więc też sprawdzić, czy słusznie stawiali na samolot.

Sposób na zredukowanie kosztów dojazdu? Nocowanie w samochodzie zamiast w hotelu! W Tesli można włączyć tryb kempingowy, więc dlaczego z tego nie skorzystać? Renata wyjaśnia, że chcieli sprawdzić z mężem nie tylko, czy da się zregenerować w podróży, nie wychodząc z samochodu, ale przede wszystkim, czy ich Tesla poradzi sobie z utrzymaniem temperatury w kabinie podczas zimowego noclegu.

Mobilna sypialnia urządzona w Tesli Model Y Foto: Renata Ratajczak / Auto Świat
Mobilna sypialnia urządzona w Tesli Model Y

— W tym celu kupiliśmy materac dopasowany wymiarami do samochodu (rozmiar całego bagażnika plus przestrzeni po złożeniu tylnej kanapy). Nie był to Tescamp za 3 tys. zł, ale zwykły, dokładnie 10 razy tańszy materac. I do tego prześcieradło z gumką za 40 zł — wymienia, śmiejąc się Renata.

Elektrykiem za granicę. Jak sobie zaplanujesz, tak pojedziesz

Poza standardowymi przygotowaniami do zagranicznej wycieczki (zabranie dokumentów, spakowanie ubrań, wykupienie ubezpieczenia podróżniczego itd.), należy przemyśleć kwestię ładowania na trasie. Oczywiście można tego nie robić i pójść na żywioł, ale to niemal na pewno skończy się opóźnieniami i niespodziankami. Zapytaliśmy więc Renatę i Pawła, co przygotowali oprócz materaca. W odpowiedzi dostaliśmy taką listę:

  • instalacja aplikacji ABRP (A Better Route Planner), połączenie jej z Teslą, żeby na bieżąco odczytywała parametry auta i planowała/korygowała trasę;
  • instalacja aplikacji JuicePass (na dwóch telefonach i tablecie) oraz zakup abonamentu na większość popularnych sieci ładowarek – my nastawiliśmy się na Ionity, ponieważ oferują ładowanie z dużą mocą (150-350 kW), a koszt to 45 euro za paczkę 145 kWh na terenie Polski, Niemiec i Francji (wykupiliśmy takie trzy);
  • zabranie karty do ładowania Shell Recharge – obsługuje większość popularnych sieci i częściowo pokrywa się z sieciami obsługiwanymi przez JuicePass, ale również uzupełnia je o dodatkowe ładowarki;
  • wykupienie ubezpieczenia – standardowy assistance Tesli i ubezpieczenie podróżne, żadnych opcji ratunkowych na sytuacje typu "pusta bateria";
  • zabranie fizycznych dokumentów: dowodów osobistych, dowodu rejestracyjnego, praw jazdy, potwierdzenia polisy OC, kart płatniczych wielowalutowych i fizycznych kart do Tesli, bo na co dzień wszystkiego używamy z poziomu telefonu (NFC, Bluetooth).
Aplikacja do ładowania samochodu (na tablecie) Foto: Renata Ratajczak / Auto Świat
Aplikacja do ładowania samochodu (na tablecie)

Byle wyjechać z Polski, a potem to już z górki

Para "teslowiczów" przyznaje, że w ich trzydniowej podróży najtrudniejszy był pierwszy odcinek – w Polsce. Częściowo to wina niefortunnego terminu, bo w przedwigilijny piątek na drogach panował duży ruch. Renata i Paweł zdecydowali się na łagodniejszą dla akumulatora i efektywniejszą czasowo jazdę w trybie doładowań baterii, więc nie zawsze zatrzymywali się, bo już musieli.

Nie schodziliśmy poniżej 10 proc. (czuwało ABRP), doładowywaliśmy według potrzeb. Najczęściej do 70 lub 80 proc., sporadycznie do 90 proc. — tłumaczy właścicielka Tesli. — ABRP zaplanowało nam dwa postoje w Polsce: Nowostawy (Ionity) oraz Kostomłoty (Supercharger) — dodaje.

Przedświąteczny "zlot" kierowców Tesli na Superchargerze Foto: Renata Ratajczak / Auto Świat
Przedświąteczny "zlot" kierowców Tesli na Superchargerze

Jak wyglądało ładowanie w Polsce? Jak relacjonuje Renata, na pierwszym postoju nie było innych elektryków, ale przez wysoki stan baterii i jej niską temperaturę moc ładowania zamiast deklarowanych 150 kW osiągnęła 50 kW. Na drugim Tesla mogła ładować się szybciej (nagrzana bateria, ok. 9 proc. pojemności), ale była kolejka, a konieczność współdzielenia mocy z innymi ładującymi dwukrotnie wydłużyła proces.

Co było dalej? — Inny świat! — rozpływa się Renata. — Rewelacja, po prostu ładowarka na ładowarce i to na stacjach paliw z pełną infrastrukturą. Stanowiska kompletnie puste, urządzenia ładowały z deklarowaną mocą. Pierwszy szok przeżyliśmy, widząc prawie 200 kW na ekranie, ale szybko się okazało, że to nie anomalia, a tutejszy… standard — rozwija. A niewdzięczni Niemcy narzekają, że ciągle im mało. Chyba nie byli nigdy elektrykiem w Polsce!

A tu brak kolejki na stacji Ionity w Niemczech Foto: Renata Ratajczak / Auto Świat
A tu brak kolejki na stacji Ionity w Niemczech

Ile energii zużywa Tesla Model Y w trybie kempingowym?

Na nocleg Renata i Paweł zatrzymali się jeszcze na terenie Niemiec. Mieli obawy, wszak to ich pierwsza noc w samochodzie. Niesłusznie, jak się okazało, bo mieli aż tak dobre wrażenia, że zamierzają spać w Tesli także w drodze powrotnej.

— Absolutna petarda! Tryb kempingowy utrzymywał przez całą noc temperaturę 19 st. Baliśmy się ustawić więcej, bo nie wiedzieliśmy, jak zachowa się samochód, ale od 22.00 do 6.00 zeszło tylko 5 proc. baterii, czyli 3,85 kWh – w abonamencie JuicePass to niecałe 6 zł. Rano ruszyliśmy w dalszą trasę wypoczęci jak po nocy we własnym łóżku — opowiada koleżanka.

I wtedy pojawił się kłopot. Ale nie z samochodem czy ładowarkami, tylko z... toaletą. — We Francji stacje ładowania umieszczane są w kompleksach handlowych, a te w wigilijny wieczór były zamknięte na cztery spusty. Zostaliśmy bez dostępu do toalety, bo nawet stacje paliw działały wtedy w formule automatycznej – relacjonuje Renata.

Z powodu tej niespodzianki nasi "teslowicze" byli zmuszeni wykupić za 50 euro nocleg w hotelu przy stacji ładowania. — Nie było to fajne doświadczenie. Wyciągnęliśmy wnioski i w drodze powrotnej chcemy konsekwentnie unikać hoteli i spać w aucie — mówią stanowczo.

Tej nocy Pawłowi i Renacie nie udało się spędzić w ich aucie Foto: Renata Ratajczak / Auto Świat
Tej nocy Pawłowi i Renacie nie udało się spędzić w ich aucie

Ile kosztowała podróż Teslą do Hiszpanii?

Trzeciego dnia Renata i Paweł pokonali ponad 900 km i doładowali akumulator cztery razy – przed startem na stacji Ionity we Francji i trzy razy już na stacjach Supercharger w Hiszpanii, gdzie na półgodzinnych postojach moc ładowania przekraczała 200 kW. Niestety, za korzystanie z urządzeń Tesli trzeba było zapłacić odczuwalnie więcej.

O ile więcej niż na stacjach Ionity? — JuicePass w Hiszpanii oferuje pakiety 200 kWh za 49,99 euro, co w przeliczeniu daje 1,17 zł za kWh. Na stacjach Supercharger płaciliśmy ok. 2,44 zł za kWh — tłumaczy nasza koleżanka i dodaje, że wykupione abonamenty się nie zmarnują, bo teraz korzystają z nich podczas zwiedzania Walencji.

Stacja ładowania Supercharger przy plaży w Hiszpanii Foto: Renata Ratajczak / Auto Świat
Stacja ładowania Supercharger przy plaży w Hiszpanii

My tylko przypomnimy, że w Polsce ładowanie z podobną mocą (ponad 125 kW) bez miesięcznego abonamentu kosztuje 2,72 zł/kWh na Orlenie, 2,77 zł/kWh na stacjach GreenWay i aż 2,99 zł/kWh na stacjach Ionity. Z tej perspektywy nawet cena na ładowarkach Tesli w Hiszpanii wydaje się atrakcyjna!

— No dobrze, a ile zapłaciliście łącznie za energię zużytą w trakcie podróży w jedną stronę? — pytam z ciekawością. — Do apartamentu w Torrevieja dotarliśmy 25 grudnia o godz. 18.00 z baterią naładowaną do 30 proc. Na przebytym dystansie 2 tys. 976 km zużyliśmy 645,25 kWh, co kosztowało nas łącznie 1167 zł i dwa gr — podsumowuje Renata.

Wnioski z podróży. Jednak lepiej wybrać samolot?

Z przedstawionych przez naszą koleżankę kalkulacji wynika, że nawet po wliczeniu ogrzewania w trakcie noclegu (ale odejmując 30 proc. baterii po przyjeździe) średnie zużycie energii w trasie nie przekroczyło 21 kWh/100 km. Jak mówi Renata, koszt pokonania 100 km Teslą Model Y z wykupionymi przez nich paczkami energii to 39 zł. W polskich warunkach odpowiada to obecnie samochodowi benzynowemu ze średnim spalaniem na poziomie 5,9 l/100 km.

A jak Tesla wypadła na tle samolotu? Tak się składa, że dzień po przyjeździe Paweł i Renata odebrali swoich znajomych z Alicante, którym podróż samolotem zajęła sześć godzin (dojechanie na lotnisko, przelot i wyjście z lotniska), a za bilety w jedną stronę dla dwóch osób zapłacili 900 zł. "Teslowiczom" trasa do Walencji zajęła 57 godzin, a mimo to była o ponad 250 zł droższa (a jeszcze doszedł nocleg w hotelu).

Na ten czas składają się: 30,5 godziny jazdy, sześć godzin ładowania połączonego z przystankami na posiłki i higienę, 20 godzin snu i regeneracji. A brakujące pół godziny? Zdaniem Renaty i Pawła tylko tyle czasu stracili w podróży ze względu na problemy z ładowaniem, a dokładnie... kolejkę w Kostomłotach. — Nie spodziewaliśmy się tego. Wiedzieliśmy, że będzie lepiej niż w Polsce, ale że ładowarki będą szybkie, łatwo dostępne i że JuicePass zadziała wszędzie niezawodnie? Hiperpozytywna niespodzianka — nie kryją zaskoczenia.

Pomimo dobrych doświadczeń z elektromobilnością za granicą orzekli, że jazda samochodem na takich odcinkach kompletnie się nie opłaca. — Ani finansowo, ani czasowo. Wyszło, że nasz pierwotny model latania, a nie jeżdżenia na wakacje był optymalny — stwierdza Renata. — Ale było warto jak jasna cholera! Doświadczamy czegoś nieznanego, czegoś, co daje nam mnóstwo radości i satysfakcji. I odkrywamy czerpanie przyjemności z samego podróżowania, bez gonienia na oślep z punktu A do punktu B – podsumowuje wyprawę.