• Fiat Cinquecento pana Adama miał skończyć na złomowisku przez zatartą panewkę, dostał jednak drugie życie w bardzo nietypowej odsłonie
  • Autorski hot hatch ze Śląska powstawał latami, więc ciężko oszacować, ile dokładnie środków pochłonęła przebudowa samochodu
  • Właściciel mówi o nim pieszczotliwie "Cinkuś", żona – "kurdupel". Chociaż auto miał posłużyć tylko do eksperymentu, pan Adam nie zamierza się już z nim rozstawać
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Fiat Cinquecento pana Adama ma silnik o mocy 120 KM i maksymalnym momencie obrotowym wynoszącym aż 200 Nm. W lekkim samochodzie tej wielkości to aż nadto – przez nowe serce "Cienias" buksuje kołami nawet na wyższych biegach. "Szarpie tym Cinkusiem bardzo mocno. Jest kupa radości z jazdy" – ekscytuje się właściciel chyba jedynego takiego Cinquecento na świecie.

Pan Adam zbudował swoje Cinquecento lepiej niż fabryka

Chociaż podkręcony Fiat Cinquecento ma 27 lat, wygląda, jakby właśnie wyjechał z fabryki. A nawet lepiej, bo właściciel wprowadził do niego dużo usprawnień, o których inżynierom Fiata nawet się nie śniło. Przykłady? Pod maskę zawędrowała rozpórka, na dachu pojawił się zwijany materiał z nowszego Seicento, boczne szyby są otwierane elektrycznie, a gołą blachę we wnętrzu zakrył materiał przypominający zamsz.

Ale najlepsze jest pod maską – miejsce dychawicznego silniczka spalinowego zajął 120-konny, amerykański motor elektryczny, który sprawia, że ważące 810 kg auto potrafi przyspieszyć od 0 do 100 km/h w zaledwie 6 s! Jest to jednak trudne, bo na każdym z 5. biegów (tak, jest tu skrzynia manualna od diesla JTD i sprzęgło z Cinquecento 1.1 Sporting) auto łatwo gubi trakcję.

Pan Adam nie zdradza prędkości maksymalnej swojej elektrycznej rakiety. Mówi tylko, że należałoby ją przetestować na niemieckiej autostradzie albo na zamkniętym torze, bo na polskich drogach nie można legalnie się do niej rozpędzić. Fabryczny Fiat Cinqucento Elettra nie miałby na światłach szans z potworem ze Śląska!

A co z hamulcami? Są nacinane tarcze Brembo, ale nie mają dużo roboty, bo często wyręcza je silnik odzyskujący energię po puszczeniu pedału przyspieszenia (funkcja "one-pedal drive"). Dzięki temu samochód zużywa tylko 9-10 kWh na 100 km i przejeżdża ok. 200 km bez podłączania do prądu. Potem ładowanie do pełna z domowej sieci zajmuje ok. 6 godzin. Elektryczne Cinquecento dobrze się trzyma drogi dzięki amortyzatorom Bilstein ze sprężynami H&R i umieszczonym pod kanapą i podłogą bagażnika akumulatorom obniżającym środek ciężkości.

Elektryczne Cinquecento pana Adama powstawało od 2010 r.

Pan Adam Giemza zaczął budowę swojego autorskiego "elektryka" 12 lat temu. Dlaczego akurat na bazie Fiata Cinquecento? "Nie miałem środków, żeby kupić coś lepszego do takiej przeróbki. Miałem wtedy swoje prywatne BMW 318is E36 coupe, dbałem o nie i nie wyobrażałem sobie, żebym mógł je pociąć. […] Nie mogłem sobie pozwolić na eksperymenty na tym aucie" – wyjaśnia na jednym z filmów właściciel.

Na szczęście, panu Adamowi trafiło się Cinquecento z zatartą panewką i bardzo zapuszczonym wnętrzem, za które zapłacił 300 lub 400 zł. Jak mówi, auto właściwie stało już pod bramą złomowiska, a on dał mu drugie życie. Początkowo "Cinkuś" miał służyć tylko do eksperymentów, ale z biegiem lat właściciel ulepszał w nim kolejne rzeczy, aż w końcu doprowadził go do takiego stanu jak dzisiaj. I to jest prawdziwy polski samochód elektryczny, który już powstał na Śląsku!