Czy za kilkanaście lat wciąż będziemy mogli kupić w Europie nowe samochody osobowe z silnikiem benzynowym, dieslem czy napędem hybrydowym? To wciąż możliwe, gdyż mimo ogłoszonego zakazu czeka nas jeszcze długa batalia pomiędzy lobbującymi za elektromobilnością oraz zwolennikami napędów spalinowych. Głos w sprawie zajął jeden z unijnych komisarzy, który nie krył obaw związanych z forsowaniem bezemisyjnego transportu w Europie.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:

Thierry Breton, odpowiedzialny za unijny rynek, nie krył obaw związanych z negatywnym wpływem elektrycznej transformacji na gospodarkę. Uznał, iż transformacja przemysłu, by produkować tylko auta na prąd, oznacza zagrożenie dla zatrudnienia oraz przystępności cenowej. Wskazał, iż, wśród 13 mln ludzi zatrudnionych w przemyśle motoryzacyjnym w Europie aż 600 tys. może stracić pracę.

Za mało energii w Europie

Unijny komisarz dostrzega także problemy z infrastrukturą, podażą energii i surowcami. Według jego oceny Europa potrzebuje nawet o 25 proc. więcej energii elektrycznej (w porównaniu z obecnymi mocami produkcyjnymi), by zmienić transport tylko na pojazdy zasilane prądem. Potrzeby surowcowe również są olbrzymie. Dotyczą przede wszystkim litu, kobaltu czy niklu.

W wywiadzie udzielonym dziennikowi "Les Echos" Breton stwierdził: "Szanuję to, że niektórzy decydują się na przyspieszenie w kierunku oferty całkowicie elektrycznej, ale zachęcam również producentów do kontynuowania produkcji samochodów spalinowych, tworzenia miejsc pracy i pozostania siłą eksportową". Zachęta nie powinna dziwić, gdyż władze UE liczą na eksport samochodów wszędzie tam, gdzie auta spalinowe stanowią główny środek transportu. Jednym z obiecujących regionów jest Afryka, gdzie wciąż trudno o stabilne sieci energetyczne i odpowiednią infrastrukturę do ładowania. "Reszta świata, czyli siedem miliardów ludzi, będzie nadal korzystać z pojazdów spalinowych przez wiele dziesięcioleci" – dodał Thierry Breton.

Nie skończyło się tylko na ostrzeżeniach. Breton zaproponował stworzenie grupy roboczej (z udziałem producentów aut), by w ciągu najbliższych czterech lat ocenić, czy proponowany zakaz sprzedaży aut spalinowych nie został odroczony. Ponadto pod lupę trafią także obecnie wytwarzane pojazdy elektryczne, by ocenić je pod względem emisji zanieczyszczeń z układu hamulcowego oraz zużycia opon. Nie jest bowiem tajemnicą, że obecnie termin "zeroemisyjny" jest nadużywany, a do całkowicie nieemisyjnego transportu jeszcze bardzo długa droga.