- Ford Puma doczekał się limitowanej edycji. Vivid Ruby ma zarezerwowany dla tej wersji lakier Beautiful Berry Red i bardzo bogate wyposażenie
- Gadżety na pokładzie Pumy wywindowały cenę do takiego poziomu, że można byłoby już rozważyć zakup sportowej Pumy ST albo... większej Kugi
- Nie wszystko w rubinowej Pumie było różowe, ale to nadal jeden z lepszych małych crossoverów na rynku
- Samochód został użyczony przez importera, a po teście zwrócony
Oferowane od 2019 r. quasi-terenowe wcielenie Forda Pumy znają już raczej wszyscy. Ale limitowaną odmianę Vivid Ruby? W gąszczu różnych iteracji crossovera opracowanego pojawił się klejnot, a dokładnie "jaskrawy rubin" (od ang. vivid ruby). To coś, czym można wzbudzić zainteresowanie rodziny i znajomych. Najpierw trzeba jednak wyzbyć się uprzedzeń i... uzbierać sporo pieniędzy. Dokładnie 133 tys. 360 zł, a to tylko o 8 tys. 200 zł mniej od kwoty umożliwiającej zakup nie tak wyjątkowej, ale zapewniającej wyjątkowe wrażenia z jazdy Pumy ST.
Ford Puma Vivid Ruby Edition. Co to za wersja?
Pamiętacie "wypasioną" Pumę Vignale? Ford z niej zrezygnował, ale rynek nie lubi próżni. Odmiana Vivid Ruby jest w pewnym sensie spadkobierczynią wcielenia Pumy opracowanego przez luksusowe ramię marki – została wyposażona pod sam korek. No prawie, bo na liście opcji pozostały jeszcze relingi (920 zł), koło zapasowe (440 zł), reflektory Full LED (3 tys. 950 zł), fotele z masażem (1 tys. 500 zł) i akcesoria, takie jak autoalarm czy hak holowniczy.
Poza tym wszystko jest: 18-calowe alufelgi, elektrycznie otwierana klapa bagażnika, nawigacja, cyfrowe zegary, klimatyzacja automatyczna, podgrzewanie foteli, przedniej szyby i kierownicy czy świetnie grający system audio od duńskiej firmy Bang & Olufsen. Właściciel Forda Pumy Vivid Ruby nie musi też kłopotać się zmianą biegów, bo każdy egzemplarz wyjeżdża z fabryki z 7-biegową przekładnią automatyczną PowerShift.
Forda Pumę Vivid Ruby poznasz po kolorze
A gdzie haczyk? Karoserię Forda Pumy Vivid Ruby może zdobić tylko jeden lakier – Beautiful Berry Red połączony z polakierowanymi na czarno felgami i dachem (za dodatkowe 900 zł te elementy mogą być białe). Pod nazwą lakieru kryje się widoczny na zdjęciach różowawo-malinowy kolor (nazwy barw nie są moją mocną stroną, więc nie będę się kłócić, jeśli macie trafniejsze określenie).
Puma Vignale pozwalała na większą dowolność, tu innych opcji nie ma. Lakier jest zresztą największym wyróżnik tej edycji, więc po prostu trzeba "poczuć" ten styl. W komplecie są też pasujące kolorystycznie, podwójne szwy na tapicerce (jedna linia rubinowa, druga biała). Do tego samochód ma w standardzie sportowo stylizowane zderzaki i progi z wersji ST-Line, ale tutaj ich fragmenty polakierowano na czarno.
Limitowany Ford Puma – trochę luksusu i trochę sportu
Z wersji ST-Line pochodzi też usztywnione zawieszenie. Uzbrojona w nie Puma zaskakująco chętnie atakuje zakręty i zachowuje się stabilnie na nierównościach, ale jednocześnie nie wybija plomb u podróżnych. To duży plus. Kierowcy o sportowych aspiracjach docenią też świetny, bo precyzyjny i dający dużo informacji układ kierowniczy. To akurat nie jest zaskoczeniem, bo inżynierowie Forda już kilka razy udowodnili, że wiedzą, jak dostarczyć klientom frajdę z jazdy choćby miejskim hatchbackiem czy małym crossoverem. Teraz zrobili to ponownie.
Ale nie wszystko w nietypowej Pumie jest takie – nomen omen – różowe. Przyzwyczajenia wymaga układ miękkiej hybrydy (nie licząc wersji ST, w Pumie nie ma już silników bez wsparcia elektryki), w którym odzyskiwanie energii z hamowania uruchamia się z opóźnieniem. Nie mogłem też zgrać się z automatyczną przekładnią. W normalnym trybie jazdy trzymała 3-cylindrowy silnik 1.0 na bardzo niskich obrotach, co skutkowało gorszą dynamiką i odczuwalnymi we wnętrzu wibracjami. W sportowym zaś kręciła silnik za wysoko, a to odbijało się na średnim spalaniu.
W trakcie testu na dystansie ponad 900 km Puma zaliczyła u nas nie tylko miejski surwiwal, ale też sporo tras – głównie po drogach ekspresowych i autostradach. Rezultat? Spalanie na poziomie 7,2 l/100 km. Przyzwoite, choć nie tak dobre jak w "pełnych" hybrydach. W mieście Puma potrzebowała trochę więcej benzyny – ok. 7,5-8 l/100 km.
Ford Puma Vivid Ruby Edition – naszym zdaniem
Czy warto wykładać na stół wszystkie oszczędności, żeby stać się właścicielem limitowanej edycji Forda Pumy? Niespecjalnie. Według nas na taki zakup zdecydują się tylko osoby zauroczone wyróżniającym się na ulicy lakierem Beautiful Berry Red. W innym wypadku lepiej postawić na tańszą wersję ST-Line, która jeździ tak samo dobrze, a pozwala wybrać kolor nadwozia i wyposażenie, które chcecie mieć na pokładzie.
Poza tym test rubinowej Pumy udowodnił nam, że pomimo czterech lat na rynku ten model Forda to wciąż mocna propozycja w segmencie crossoverów. Auto o świetnych właściwościach jezdnych i dobrych osiągach, a do tego z pojemnym bagażnikiem i rozsądnym spalaniem. Jedyne, na co trzeba przymknąć oko, to niezbyt duża ilość miejsca w drugim rzędzie siedzeń i wibracje silnika trzymanego na niskich obrotach. Z drugą wadą można sobie poradzić, wybierając 6-biegową manualną skrzynię – z takiej decyzji na pewno ucieszy się portfel.
Ford Puma 1.0 EcoBoost mHEV Vivid Ruby Edition – dane techniczne
Silnik | t.benz./R3/12 |
Pojemność skokowa (cm3) | 999 |
Moc maks. (KM/obr./min) | 155/5500 |
Maks. mom. obr. (Nm/obr./min) | 220/3000 |
Skrzynia biegów/napęd | aut. 7 b./przedni |
Przyspieszenie 0-100 km/h (s) | 8,7 |
Prędkość maksymalna | 200 |
Średnie zużycie paliwa (l/100 km) | 6,4 (test: 7,2) |
Opony testowanego auta | 205/50 R 18 |
Długość/szerokość/wysokość (mm) | 4207/1805/1534 |
Rozstaw osi (mm) | 2588 |
Poj. bagażnika (l) | 406 (mHEV) |
Masa własna/ładowność (kg) | 1334/500 |
Cena testowanej wersji (zł) | od 133 tys. 600 zł (cena promocyjna) |