- Aktualna generacja Seata Leona pojawiła się już pięć lat temu. Pięć lat trwa też gwarancja na ten samochód — na każdego innego seata zresztą też
- Obecnie wszystkie modele Seata w podstawowych wersjach kosztują poniżej 100 tys. zł. Dotyczy to nawet kompaktowego SUV-a
- Leon ma rozwiązanie, które wynosi sterowanie klimatyzacją na zupełnie nowy poziom łatwości. Jest też coś, co przeczy logice
- Nie powiem, zużycie paliwa mocno mnie zaskoczyło
- Samochód był użyczony przez importera, a po teście został zwrócony
Jeśli myślisz, że marka niemieckiego koncernu nie może mieć cen będących wyzwaniem dla chińskiej konkurencji, to zajrzyj na stronę Seata. Tutaj żaden model w bazowej wersji nie kosztuje więcej niż 100 tys. zł — a przecież w gamie mamy także kompaktowego SUV-a i kompaktowego hatchbacka. Do tego pięć lat gwarancji — na wszystkie auta — i bardzo sensowne wyposażenie. Tyle że z Seatem jest jeden problem.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoOstatni dotychczas kompletnie nowy model tej marki debiutował bowiem pod koniec stycznia 2020 r. To właśnie Seat Leon. Od tego czasu firma serwowała nam co najwyżej liftingi. Mało tego, liftingi to też najbliższa przyszłość Seata (w 2025 r. pojawią się zmodernizowane Ibiza, Arona i Ateca), bo na zupełnie nowy model w ciągu najbliższych dwóch lat raczej nie ma co liczyć. Tylko — tak szczerze — czy to jest problem? Przez tydzień sprawdzałem, czy po pięciu latach Seat Leon nie broni się już jedynie ceną, gwarancją i wyposażeniem.
Przeczytaj także: Jeździłem kilkunastoma chińskimi autami, ale SUV Jaecoo 8 to inny poziom
Seat Leon w promocji: cena, wyposażenie, gwarancja
Seaty są teraz objęte promocją, dzięki której kosztują jeszcze mniej: np. 115-konna wersja SUV-a Ateca to wydatek minimum 91 tys. zł, z kolei cena Leona startuje od 98 tys. 100 zł. Jego wariant Sportstourer (czyli kombi) okazuje się jedynie o 3200 zł droższy (od 101 tys. 300 zł). Żeby nie było wątpliwości: to wszystko auta wyprodukowane w 2025 r.
Przeczytaj także: Oto dowód, że Polacy chcą nie tylko SUV-ów. Niemal nieznany chiński rywal Toyoty Camry odnosi sukces
Seat Leon — podobnie jak wiele chińskich rywali — ma przyjaźnie uproszczoną ofertę. Wybiera się tylko z dwóch wersji wyposażenia: Style i FR. Leon Style ma w standardzie m.in.:
- 5-letnią gwarancję (z limitem 150 tys. km);
- klimatyzację automatyczną 3-strefową;
- siedem poduszek powietrznych;
- przednie i tylne czujniki parkowania;
- system bezkluczykowego uruchamiania samochodu;
- elektryczną regulację przednich i tylnych bocznych szyb;
- elektryczną regulację i podgrzewanie lusterek bocznych;
- LED-owe reflektory;
- skórzane obszycie kierownicy;
- 10,25-calowy ekran zestawu wskaźników;
- 10,4-calowy ekran dotykowy w środkowej konsoli;
- 16-calowe aluminiowe obręcze kół
Na dobrą sprawę w standardzie brakuje mi jedynie kamery cofania. Z drugiej strony to tylko 1285 zł dopłaty. A za tak wyposażone kombi, na dodatek o długości 464,2 cm oraz z bagażnikiem 620-1600 l i 5-letnią gwarancją trzeba w promocji zapłacić 101 tys. 300 zł.
Czas się przyjrzeć samemu Seatowi Leonowi Sportstourer, a nie jedynie jego cennikowi.
Test Seata Leona: jakość, wnętrze, bagażnik
Seat Leon czwartej generacji żyje już pięć lat. Zakładając, że poprzednicy w chwili zakończenia produkcji mieli odpowiednio siedem, siedem i osiem lat, to Leon jest już bardzo w kwiecie wieku. Czy to widać? Z zewnątrz odrobinę, choć to nadal kawał dobrego designu. A w środku?
Przeczytaj także: Aut Hot Wheels powstało więcej, niż żyje ludzi na Ziemi. Jeden z modeli osiągnął wartość czterech Toyot RAV4
W środku jest nowocześnie, ale przede wszystkim bardzo wygodnie. Pomimo 188 cm wzrostu, z tyłu w Seacie Leonie mam bardzo dużo miejsca na nogi (a na głowę wystarczająco), a przednie fotele to już kompletna rewelacja: okazują się świetnie wyprofilowane i wyjątkowo szerokie — a przecież nie mam wąziutkich pleców. Doskonale wyprofilowano też kierownicę, a z miejsca kierowcy boczne lusterka wyglądają jakby pochodziły wprost z hiperauta.
Gorsze wrażenie robi 10,4-calowy ekran dotykowy, o którym trudno powiedzieć, żeby się harmonijnie komponował z resztą środkowej konsoli. Nachylono go jednak w stronę kierowcy, co znakomicie ułatwia obsługę — podobnie jak szybkie i logiczne menu. Inna sprawa, że czasem ta obsługa przeczy ergonomii, a nawet logice.
Co z tego, że temperaturę klimatyzacji zamiast na ekranie reguluje się umieszczonymi pod nim suwakami, skoro są one dotykowe, więc nie wyczujesz ich pod palcami i nie ocieplisz lub nie schłodzisz wnętrza bez tracenia jezdni z oczu. Zmianą siły i kierunku nawiewu zawiaduje się już na wyświetlaczu, więc to nie tylko zerwanie kontaktu wzrokowego z drogą, ale na dodatek co najmniej dwa kliknięcia. No i po co pomiędzy dotykowymi suwakami temperatury dla obu stref umieszczono również dotykowy suwak regulacji głośności audio, skoro do tego samego służy pokrętło w lewym ramieniu kierownicy? Przecież można było tu umieścić suwak do intensywności nawiewu klimatyzacji. Zawsze byłoby to wygodniejsze od ekranu.
Powiesz, że dzięki temu głośnością audio może sterować również pasażer. To prawda. Tyle że najczęściej w samochodzie jest jedynie kierowca, a jemu zdecydowanie bardziej przyda się łatwiejszy dostęp do regulacji siły nawiewu niż dodatkowy sterownik głośności.
Z drugiej strony klimatyzacja w Seacie Leonie ma rozwiązanie, które wynosi sterowanie nią na zupełnie nowy poziom łatwości. Zamiast się zastanawiać, jaką kombinację temperatury, kierunku i siły nawiewu zastosować, by rozwiązań bieżący problem termiczny, po prostu wybierasz odpowiedni program. Do dyspozycji masz m.in. Ogrzej Ręce, Szybkie Chłodzenie, Świeże Powietrze bądź Dobrą Widoczność.
A jakość? Materiały Seata Leona są naprawdę dobre, a precyzja ich montażu — wręcz znakomita. Świetne wrażenie robi też clou programu wersji Sportstourer, czyli bagażnik. Jest długi i szeroki, a jego próg biegnie przyjemnie nisko. Wprawdzie bagażnik testowej hybrydowej wersji jest nieco mniejszy niż w spalinowych odmianach (470-1450 l zamiast 620-1600 l; pod jego podłogą zamontowano akumulator trakcyjny), ale to wciąż dużo. To zresztą niewielkie ustępstwo za tak znakomity napęd.
Test Seata Leona: wrażenia z jazdy
Testowy Seat Leon Sportstourer był w wersji z 204-konnym napędem hybrydowym typu plug-in (w promocji od 172 tys. 700 zł). A to oznacza, że oprócz 5-letniej gwarancji na cały samochód dostaje się jeszcze osiem lat na akumulator trakcyjny (limit: 160 tys. km). Przez tydzień przekonałem się, że ten napęd nie tylko nie ma wad, ale jest wręcz rewelacyjny.
Przyspieszenia są znakomite (katalogowo to 7,9 s od 0 do 100 km na godz.). Wnętrze bardzo dobrze wyciszone. Układ kierowniczy przyjemnie precyzyjny. A zawieszenie zasługuje na kilka osobnych akapitów. Podobnie jak zużycie paliwa.
Testowego Seata Leona wyposażono w aktywne zawieszenie — niedostępne w wersji Style, a w odmianie FR wymagające 3757 zł dopłaty. W odróżnieniu od większości rywali Seat nie ogranicza kierowcy wyboru do dwóch, trzech trybów, ale za pośrednictwem ekranu dotykowego pozwala płynnie regulować "twardość" zawieszenia: wystarczy przesunąć wirtualny suwak między dwoma punktami: Comfort po lewej (miękko) i Performance po prawej (twardziej).
Śmignąłem więc palcem maksymalnie w lewo i oniemiałem. Nie sądziłem, że w kompaktowym samochodzie — który nawet nie ma logo premium — zawieszenie może dawać tak fantastyczny komfort. Serio — jakbym jeździł co najmniej dwukrotnie droższym autem.
Co ważne, zużycie paliwa jest na tym samym wysokim poziomie. To znaczy na niskim. To znaczy... zresztą przeczytaj sam.
Test Seata Leona: zużycie paliwa
Zużycie paliwa sprawdziłem dwa razy na tej samej trasie (Południowa Obwodnica Warszawy plus gęsto wypełniona samochodami droga wojewódzka), ale o minimalnie różnych porach dnia i stopniu naładowania (lub prędzej rozładowania) akumulatora trakcyjnego.
Pierwszą próbę przeprowadziłem we wtorkowe późne popołudnie. Na starcie wskaźnik informował, że akumulator trakcyjny ma prądu jedynie na 5 km jazdy. Po ok. 23 km zużycie energii wyniosło 7,6 kWh/100 km, a paliwa — jedynie 2 l/100 km. A co jeśli w "baterii" nie będzie żadnego prądu do jazdy?
Od tego była druga próba. Przyznaję, w piątkowe popołudnie ruch na trasie był nieco mniejszy, ale i tak po 23 km jazdy zużycie paliwa wyniosło zaledwie 3,5 l/100 km.
To jak? Czuć w Seacie Leonie te pięć lat? A skąd! Pod względem komfortu jazdy, dynamiki, zużycia paliwa i multimediów ten samochód sprawia wrażenie tegorocznego debiutu.